http://www.film.org.pl/prace/its_all_gone_pete_tong.html
"(...) Marszczymy czoło, przybieramy pozę człowieka myślącego, tego, który rozumie niezależne kino afrykańskie, "Doktora Fausta" Tomasza Manna, kobiety i fenomen Paris Hilton. Zaczynamy rozumować: a może historia Frankiego Wilde'a to przykrywka dla biografii Pete'a Tonga, który jak nam wiadomo, jest nie tylko współproducentem, aktorem i szanowanym DJem od przeszło 20 lat, ale również współtworzył ścieżkę dźwiękową do enigmatycznego obrazu filmowego Dowse'a? Jasne! Czemu nie wpadliśmy na to wcześniej? Toż to psikus i zarazem szczyt skromności Pete Tonga - figlarza! I kiedy już czujemy zapach zwycięstwa, kiedy rozśpiewujemy gardło przy użyciu kamertonu, by w miarę czysto wykrzyknąć "Eureka!", znienacka przychodzi bolesne rozczarowanie: "Pete Tong nigdy nie był głuchy". Zatem nasza błyskotliwa teza, w której to słusznie wiązaliśmy tytuł filmu "It all gone Pete Tong" z DJem o tym samym nazwisku, padła, a my tym samym musimy pogodzić się z przykrym faktem, że zostaliśmy bezczelnie oszukani, wyśmiani przez czołowych DJów zwerbowanych do audiowizualnego spisku przez szczwanego irlandzkiego lisa! I ta frustrująca świadomość, ta gorzka prawda powoduje..., iż film przewrotnego reżysera zaczyna nam się podobać podwójnie :). Polecam wam "It all gone Pete Tong" z jednej bardzo prostej przyczyny: ten film zapada w pamięć. Jeżeli potrzebujecie więcej bodźców, jeśli upraszacie się o to, by was usilnie zachęcano, proszę bardzo: "It all gone Pete Tong" imponuje, wzrusza, wciąga, śmieszy, rozbraja, zadziwia... Czy to nie po to chodzimy na filmy?"