Mało który film potrafił wyzwolić we mnie tyle skrajnych emocji, od zachwytu po obrzydzenie. Film balansuje na krawędzi absurdu jest przekoloryzowany, czasem śmieszny czasem wzruszający. Chyba cały w tym urok, że nadbudowana jest otoczka związana z domniemaną gwiazdą muzyki klubowej, znam ludzi, którzy dopiero jak im pokazałam końcowe napisy zorientowali się, że jest to fikcyjna postać skądinąd świetnie zagrana Paula Kaye. It’s All Gone Pete Tong widziałam kilka razy i pewnie jeszcze nie raz obejrzę, dla idei, dla obrazu, dla muzyki. Daję mu 9!
[you're definitely right, it's fucking great...]
Michael Dowse miał świetny pomysł, który trzeba przyznać wypalił. Niejedna osoba oglądając dała się nabrać,
szczególnie jak niewiele wie o scenie klubowej [np. ja xd]. Szczena mi opadła, że można być tak
łatwowiernym. Cała ta historia, przedstawiona dość groteskowo momentami jest trochę 'podejrzana', ale
wypowiedzi Tiesto czy Paul Van Dyk'a czynią ją naprawdę przekonywującą. Niezły ubaw pewnie mieli
panowie... Nie kryję podziwu dla gry aktorskiej Paul'a Kaye'a i daję mu 9, bo mam ochotę obejrzeć go jeszcze
raz, także ze względu na ścieżkę dźwiękową.